niedziela, 11 maja 2014

One.

    Tykanie wskazówek zegara wywoływało unoszące się echo. Florence skołowana wpatrywała się w chłopaka. Był wysoki i chudy, ale też umięśniony. Mniej więcej w jej wieku. Jego ręce pokrywały liczne tatuaże. Trochę przydługie, złote włosy opadały na jego zmarszczone czoło. Gdy nawiązali kontakt wzrokowy, dziewczyna zauważyła jego lodowate, błękitne tęczówki. Miała wrażenie, że zaraz wypali w niej dziurę tym spojrzeniem. Tylko tyle udało jej się dostrzec w blasku księżyca, który był jedynym źródłem światła w pokoju. Nastolatka kucnęła przy zwłokach, nie spuszczając wzroku z blondyna. On, obserwował każdy jej ruch, co wywoływało u niej dreszcze. Jednak była bardzo opanowana, jak na osobę widzącą swoje martwe ciało. Przeniosła wzrok na nieboszczyka i otarła resztki łez z policzka. Niepewnie wodziła dłonią po włosach trupa. Ucałowała czule jego czoło i ostrożnie wstała. Ponownie spojrzała w oczy chłopaka, które były tak samo puste jak jej od ostatnich lat.
   - Jesteś aniołem? - bardziej stwierdziła niż spytała. Na jej słowa towarzysz roześmiał się sucho. Brunetka zdezorientowana przymknęła oczy. - Diabłem? - dopytała skoncentrowana. Chłopak pokręcił przecząco głową. - A więc kim? - dodała po chwili. Ta cała sytuacja zaczynała ją przerastać.
   - Alexander Wordsworth. - wreszcie się odezwał. W jego głosie dziewczyna rozpoznała szlachecki angielski akcent, przesycony arogancją i dumą. Flo delikatnie przekrzywiła głowę w prawo.
   - Powinnam cię kojarzyć? - odparła niepewnie i zagryzła wargi w skupieniu. Blondyn przekręcił oczami i się wyprostował przez wydawał się dziewczynie jeszcze wyższy.
   - Ach ci początkujący...- westchnął pod nosem. - Alexander Wordsworth. Najlepszy morderca dusz od... Od zawsze. - dodał głośniej, unosząc brodę do góry. Nastolatka widząc jego zachowanie prychnęła ze śmiechu.
   - Co cię tak śmieszy? - odparł takim tonem, że dziewczynie odechciało się kontynuować.
   - Nic. - odchrząknęła. - Zaraz... - zmarszczyła zabawnie nos, tak jak zawsze gdy spotykała na swej drodze jakieś niedociągnięcie. - Morderca czego? - zapytała z poważnym wyrazem twarzy. Panicz Wordsworth nie ukrywał swojego zażenowania.
   - Co ja im zrobiłem. - warknął. - Morderca dusz to bardzo odpowiedzialna funkcja, która polega na pomocy trafieniu zwykłym śmiertelnikom do Pałacu Chmur. - wyrecytował dobrze mu znaną formułkę na jednym tchu.
   - Jasne. - wyszeptała brązowooka siadając na łóżku.
   - Uszanuj moją pracę i chodź już. - powiedział znudzony.
   - Gdzie?! - wykrzyknęła pod natłokiem mieszających się emocji Florie.
   - Do katedry. - odparł wychodząc. Brunetka chwyciła jeansową kurtkę i wybiegła za nim. Nie była pewna swoich czynów.
   - Możesz mi powiedzieć co się w ogóle ze mną stało?!- wykrzyknęła stojąc na szczycie schodów, gdy chłopak był już przy drzwiach.
   - Umarłaś. - powiedział jak by to nie było niczym ważnym po czym wyszedł z mieszkania. Brunetka delikatnie otworzyła usta chcąc wykrzyknąć za nim cokolwiek, jednak nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Bezradna ruszyła w pogoń za niebieskookim. Chłopak czekał na nią przy furtce. Flo zwalniając tempo zauważyła, że blondyn stoi nieruchomo wpatrując się w zakręt ulicy. Dziewczyna kaszlnęła, zwracając na siebie uwagę. Gdy jego oczy ponownie wpatrywały się w nią z tą wyższością. Przed domem zatrzymał się czarny mercedes należący do jej ojca. Państwo Williams wysiedli z niego i skierowali się w stronę drzwi. Dziewczyna wpatrywała się w nich, czekając na pretensje czemu nie śpi. Przymknęła oczy i zacisnęła dłonie. Jednak nie usłyszała karcącego głosu matki jak i ojca. Otworzyła oczy gdy poczuła jakby coś wysysało jej wnętrzności. Jej ojciec szedł prostu na nią, udając, że jej nie widzi. Nastolatka zrobiła krok w bok i złapała ramię mężczyzny. Przynajmniej próbowała. Jej dłoń przesiąkła jego ciało. Mężczyzna wszedł do mieszkania po swojej małżonce i zatrzasnął drzwi. Nastolatka wpatrywała się w nie z nadzieją, że ojciec zaraz wyjdzie, zaśmieje się i zaprosi ją do środka. Stała i czekała, a w jej oczach zaczynały zbierać się łzy. Nie dała im wypłynąć. Przetarła oczy rękawem bluzy i odwróciła się do Alexandra.
   - Idziemy? - spytała, odrzucając wszystkie emocje. Towarzysz nie patrząc na nią ruszył wzdłuż drogi. Dziewczyna rzuciła smutne spojrzenie żegnając się z dawnym życiem. Biorąc głęboki wdech wyszła za ogrodzenie.
   - Nie! - dobiegł ją stłumiony krzyk matki. Gwałtownie zatrzymała się, ale nie odkręciła się. Usłyszała jeszcze głośny szloch kobiety po czym pobiegła za chłopakiem. Gdy jej kroki wyrównały się z jego, postanowiła się odezwać.
   - Umarłam. Naprawdę... - wyszeptała, bardziej do siebie niż do blondyna.
   - Przecież ci mówiłem. - prychnął. Brunetka jednak zignorowała jego słowa i starała się brać głębokie wdechy.
   - Daleko jeszcze? - zapytała i odważyła się spojrzeć w jego lodowate oczy. Niebieskooki odwrócił wzrok, nie odpowiadając na pytanie. Był środek nocy, a oni kierowali się w głębię ciemności, która pochłaniała wszystko na swojej drodze. Zatrzymali się pod ostatnią działającą latarnią. Chłopak wyciągnął z kieszeni srebrny medalion przestawiający krzyż. Florence nie zdołała mu się dokładnie przyjrzeć w tym świetle.
   - Teraz się przeniesiemy do naszego katedry. - odparł, chwytając jej dłoń i oplatając ją łańcuchem tak jak swoją. Zamknął oczy i zaczął szeptać niezrozumiałe dla szesnastolatki słowa.
   - Modląc się? - zaśmiała się. Zaprzestała jednak, czując zaciskający się uścisk na ręce. Syknęła z bólu.
   - Zamknij oczy. - warknął nie podnosząc powiek. Nastolatka niepewnie wypełniła jego polecenie. Poczuła nagły powiew zimnego wiatru. Jej ciało opanowały minimalne dreszcze. Czerń, która była jedynym co widziała, przeistoczyła się w nieskazitelną biel.
   - Możesz już otworzyć. - usłyszała. Zauważyła, że znajduje się w jakimś starym pomieszczeniu. Chyba bibliotece. Regały pełne książek pięły się kilka metrów w górę, do samego sufitu. Na środku stało biurko przy którym stały dwa ogromne fotele, obite ciemnoczerwoną tkaniną. Oprócz nich wszystko było stworzone z ciemnego drewna. W powietrzu unosił się kurz, który gryzł w gardło przy każdym wdechu. Wzrok Flo powędrował na nieznaną jej młodą blondynkę, która skanowała ją również niebieskimi tęczówkami.
   - Witamy, Florie. - uśmiechnęła się do dziewczyny. Nie wyglądała groźne, wręcz przeciwnie, lecz dziewczyna nie była do niej przekonana.
  - Dzień... Dobry wieczór. - plątał się jej język. Kobieta zaśmiała się, ukazując śnieżnobiałe zęby.
  - Usiądź, proszę. - odparła, wskazując na fotel, sama zajmując miejsce na drugim. Brunetka nieśmiało opadła na mebel i poprawiła opadający na czoło kosmyk włosów.
  - Mogę już iść? - zapytał chłopak, przykuwając na siebie uwagę. Blondynka pokiwała głową, posyłając mu surowe spojrzenie. Gdy drzwi mozolnie się zamknęły, dziewczynie zrobiło się nieswojo.
  - Jak się czujesz? - zapytała blondynka szeroko się uśmiechając.
  - Dobrze, dziękuję. - odparła nieśmiało nastolatka.
  - Cieszę się. To zacznę od początku bo pewnie jest ciekawa o co tu chodzi. - zaśmiała się niebieskooka, na co Williams pokiwała głową.
  - Mam na imię Hazel Wordsworth. Zdążyłaś już poznać mojego młodszego brata Alexa. Tylko tak do niego nie mów. Chyba, że chcesz żeby pękła mu żyłka.- ponownie się zaśmiała. - Jesteśmy teraz w moim gabinecie, w katedrze. Katedra to centrum dowodzenia naszej grupy. Mieszkają tutaj wszyscy Mordercy Dusz. Pytania? - zakończyła wywód Hazel.
  - Em... Tak. Jedno na pewno... Co to mordercy dusz? - spytała zagubiona brunetka.
  - Mój brat ci nie powiedział? - zdziwiła się.
  - Nie był chętny do rozmów. Nie przepada chyba za mną...
  - Nie przepada za nikim oprócz siebie. - prychnęła. - I twojej siostry...- dodała ciszej.
  - Słucham?! - wykrzyknęła Florie. Serce biło szybciej na myśl, że może spotkać siostrę. - Ona tu jest? - wychrypiała z lekkim uśmiechem.
  - Przykro mi, ale nie. - westchnęła. - To jest bardziej skomplikowane niż myślisz.
  - Serio? Jakiś koleś mi wmawiał, że umarłam, a moi rodzice przeze mnie przeszli. Gorzej chyba być nie może. - powiedziała zdenerwowana brunetka.
  - A jednak... - odparła Wordsworth.

niedziela, 4 maja 2014

Prolog.

   Dziewczyna chwyciła stojące przed nią pudełeczko z tabletkami. Wystarczyła garść aby skrócić jej cierpienie. Otworzyła wieczko i ostrożnie wysypała zawartość opakowania na podłogę. Siedziała koło idealnie zaścielonego łóżka ze łzami w oczach. Jednak były to łzy radości. Radości, że nareszcie się odważyła. Dziś zakończy swój bezsensowny żywot, w którym od czterech lat brakuje najważniejszej osoby, jej starszej siostry. July została zamordowana. Po sekcji zwłok okazało się, że najpierw została zgwałcona po tym rozcięto jej klatkę piersiową i wyjęto serce. Zabójstwo z zimną krwią. Kosmyk czarnych jak smoła włosów, wyślizgnął się  z niedbałego koka Flo. Szesnastolatka dmuchnęła na niego w celu zdjęcia go z pola widzenia. Pociągnęła nosem i pedantycznie ułożyła proszki w trzy kolumny. Przyłożyła do warg niepełną butelkę wódki i wzięła kolejnego łyka. Skrzywiła się, czując w gardle palący smak. Jej brązowe oczy wpatrywały się tępo w 'małych zabójców'. Po pomieszczeniu rozległ się dźwięk starego zegara, obwieszczający północ. Zdecydowana zgarnęła w dłoń kilka tabletek i wrzuciła je do ust. Połknęła dawkę, zaciskając powieki po czym  ponownie napiła się alkoholu. Ostrożnie ułożyła się na podłodze. Pustym spojrzeniem wpatrywała się w sufit. Czuła coraz większy chłód ogarniający jej ciało. Zimna jak lód łza, spłynęła pozostawiając za sobą nie widzialny ślad. Myśli dziewczyny stawały się coraz bardziej chaotyczne. Słyszała tylko krew, która wolniej krążyła w jej żyłach. Zaczerpnęła ostatni w jej życiu oddech i była gotowa odejść. Poczuła nagły skurcz w sercu i palący ból, który się w nim pojawił. Miała wrażenie, że ktoś wysyca z niej całą energię. Wszystkie myśli, wspomnienia i uczucia, zaczynały ją opuszczać. Wszechobecna czerń. Tylko ona jej pozostała. Głucha cisza i kolejne bicie zegara. Jeszcze tak dwa razy. Tylko ten zegar... Brzmiał, jakby był o wiele bliżej. Tuż przy niej. Teraz pragnęła ostatni raz otworzyć oczy aby pożegnać się ze swoim żywotem. Z wielką trudnością uchyliła powieki. Widząc rozmyty obraz, westchnęła z bólem. Ponowiła próbę czując mrowienie w rękach. Ujrzała oślepiającą jasność, przez którą przeklęła pod nosem. Odkaszlnęła i poruszyła palcami u stóp. Fala ciepła wypełniła jej duszę. Rozszerzyła powieki i spostrzegła, że nadal jest w swoim pokoju. Kierując się dziwnym przeczuciem, spojrzała w bok. Chyba każdy możliwy mięsień w jej ciele napiął się z przerażenia. Leżała koło swojego ciała, które było sine i martwe. Brunetka nie wyrażając większych emocji wstała rozglądając się dookoła. Jej wzrok przykuł stojący w framudze drzwi blondyn.
   - Witam po śmierci, Florence. Jak się czujesz? - zapytał tonem pozbawionym uczuć.